Powiedziałem sobie, że tematu League of Legends nie tykam, ale jednak zrobię wyjątek dla dwóch tekstów. Ten jest pierwszy i w sumie nie do końca związany z LoLem. Bardziej skupię się w nim na idiotycznym liście otwartym, skierowanym przez właścicieli H2K do Riot Games – czy też bardziej poprawnie, do społeczności LCS EU.
Trochę historii
We wstępie należy wyjaśnić jedną, bardzo denerwującą kwestię. Na samym początku newsa, którego znajdziemy na stronie H2K, możemy przeczytać, że chociaż organizacja ma właścicieli z USA, to jej korzenie zawsze znajdowały się w Europie. No i fajnie! Problem w tym, że jest to dość naciągane stwierdzenie. Obecny zarząd lubi powoływać się na historię marki, która w teorii, sięga roku 2003. Wtedy funkcjonowała ona jeszcze pod pełnym rozwinięciem: Hard 2 Kill. W późniejszym czasie, nazwa była stopniowo skracana i w 2006, większość kibiców esportowych, znała tę organizację jako H2k-Gaming. Klub ten funkcjonował do roku 2010 (przydałoby się oficjalne źródło). Potem niestety został zamknięty.
Dopiero na przełomie 2012-2013, Norwegowie zdecydowali się na wykupienie praw do nazwy H2k. Reaktywacja nie potrwała jednak długo. Kolejnym właścicielem zostali Brytyjczycy. I tutaj zaczyna się jazda bez trzymanki. Gdy w 2016 ogłoszono, że H2k zostało przejęte przez grupę inwestorów, zakończyła się pewna ciągłość. Dlaczego? Ponieważ nowi właściciele zdecydowali się na całkowity rebranding organizacji. Nagle pojawiła się nowa nazwa – H2K Gaming oraz logotyp wykonany przez agencję level99, który do dzisiaj budzi wśród fanów mieszane uczucia.
O ile więc reaktywacje H2k-Gaming z lat 2012-2016 można uznawać za sukcesora gamingu zamkniętego w 2010, o tyle jego wersję po 2016 (H2K) już niekoniecznie. Prawnie, oczywiście wszystko się nadal zgadza, jednak takie elementy jak chociażby: region operacyjny i elementy identyfikacji wizualnej, są w moim odczuciu zupełnie inne.
Zarząd z ameryki nie zawsze jest wybitny
Nowy zarząd zbytnio się nie kryje z wymazywaniem starszej historii organizacji. Świadczy o tym chociażby zakładka ABOUT US na stronie H2K. Nie znajdziemy tam żadnych informacji o osiągnięciach zdobytych przez byłych graczy CS 1.6 czy Call of Duty 4. Mamy natomiast wzmiankę o dywizji LoLa, która jest obecnie głównym żywicielem całego projektu. Takie podejście nie może być jednak wyjaśnione pochodzeniem właścicieli. W USA kluby sportowe – nawet po przeniesieniu lub zmianie nazwy, nadal pielęgnują swoją historię. Oznacza to, że odcinanie się od przeszłości, jest wynikiem ignorancji biznesmenów zarządzających obecnie organizacją.
Finanse są najważniejsze
Banda stetryczałych dziadów ma jednak najwięcej do powiedzenia w kwestii finansowania zespołu. I tutaj dochodzimy do treści samego listu otwartego. Ok, jestem w stanie przyznać im rację, co do działań Riot Games. Od samego początku istnienia LCS, wyciąganie większej ilości pieniędzy na rzecz funkcjonowania drużyn, stanowi pewien problem. Z drugiej jednak strony, takie organizacje jak np. Unicorns of Love, czy Splyce nie płaczą z powodu braku darmowej kasy. Wolą zakasać rękawy i samemu jej poszukać u potencjalnych inwestorów i sponsorów. Jedyny większy zgrzyt w sprawie pieniędzy i promowania organizacji miał miejsce, gdy kilka drużyn zdecydowało się na wystosowanie prośby o przejście do LCS NA. Poza tym incydentem, praktycznie nikt nie narzekał na rozgrywki LCS.
Europa to nie Ameryka
Zarząd H2K ma nadzieję na utworzenie w EU takiej samej franczyzy jak w NA. Niestety, nie może na to liczyć. W Europie od zawsze panują inne reguły w kwestii tworzenia lig sportowych (a na tych wzoruje się przecież esport). Tutaj pozycja nie jest nadawana z góry – musisz ją sobie sam wywalczyć. Jeżeli jesteś słaby – to znikasz w odmętach nieudanych inwestycji. Jeżeli jesteś silny – wtedy otrzymujesz dodatkową nagrodę za prawidłowe podejście do zarządzania klubem.
Nikt po H2K płakać nie będzie
Swoistym paradoksem jest fragment listu, w którym H2K w zasadzie oskarża Riot o to, że odpowiada za spadek oglądalności i rozpoznawalności LCS EU wśród widzów. Powiem szczerze, że jeżeli RG za coś faktycznie odpowiada, to za zrobienie z LoLa jeszcze bardziej chujowej gry dla casuali z całego świata. Niestety, nie wszystko co dzieje się na scenie profesjonalnej, jest wynikiem działań dewelopera gry. Prawdę powiedziawszy, to właśnie takie kretyńskie organizacje jak H2K Gaming odpowiadają za spadek jakości streamowanych gier. Chcecie jakiś przykład?
Pozbywanie się potrzebnych graczy
Największą bolączką H2K w kwestii prowadzania drużyny LoLa, jest pozbywanie się zawodników, którzy w normalnych warunkach, stanowiliby trzon zespołu. VandeR, Ryu, Freeze, FORG1VEN, Hjärnan, kaSing, Febiven (przed przejściem do fnatic) – w trakcie pobytu w H2K, każdy z nich posiadał wierne grono fanów, które im kibicowało. Niestety, menedżerowie organizacji nie specjalnie byli w stanie wykorzystać ten fakt. Co gorsza, większość z wyżej wymienionych graczy, odeszła po jednym sezonie, więc nie udało się przeprowadzić asymilacji fanów zawodników z drużyną.
Koreański zaciąg
Jeszcze gorszą decyzją, było postawienie na tzw. szrot z Korei. Szczerze mówiąc, wali mnie to: jak dobrze ci ludzie grają i ile dają zespołowi. Prawda jest taka, że przyjeżdżają do Europy i Ameryki tylko po to, żeby zarobić. Jeżeli dany Koreańczyk chce się rozwijać, to zostaje w najlepszej lidze świata – czyli w swoim rodzimym kraju i tam próbuje dostać się do jednej z profesjonalnych ekip.
Inna sprawa, że Koreańczycy przyjeżdżający do Europy, nigdy nie potwierdzili swoich boskich genów. Okazuje się, że drużyny z tamtego regionu są tak dobre, ponieważ są zarządzane przez ludzi, którzy znają się na prowadzeniu zespołu. Równie dobrze, zamiast graczy z KR, mogliby tam występować np. Szwedzi – a wyniki zbytnio nie uległyby zmianie.
Ciężko jest też kibicować zespołowi, który zwyczajnie robi zaciągi z najemników. Schemat jest podobny do tego, co stało się z NiP. Obecnie w EU LCS, o wiele bardziej liczą się wyniki, a nie ciągłość składu. Tylko kilka ekip buduje team w oparciu o jednego – najlepszego zawodnika. Większość woli ściągać przepłacanych grajków, którzy są znani z tego, że są znani. Efekty widać w tabeli tegorocznego EU LCS.
Zamykanie się na inne dywizje
To co odróżnia najlepsze organizacje esportowe, od tych słabszych, to dywersyfikacja funduszy. Brzmi banalnie? Możliwe, ale jednak działa. Wystarczy spojrzeć na przykład Gambit Esports, które po sprzedaniu swojego slota w LCS (była to wtedy jedyna ich drużyna), postawiło na zespół CS:GO i dywizję LoLa w rosyjskiej lidze. Jak sobie teraz radzą? Finansowo stoją bardzo dobrze i raczej nie mają zamiaru ładować się kolejny raz w LCS.
Tego właśnie brakuje w H2K, które usilnie próbuje trzymać się jedynego żywiciela organizacji – drużyny League of Legends. Efektem tego, jest ciągłe stanie w miejscu i brak perspektyw na dalszy rozwój marki.
Dziecinne ultimatum
Jeżeli chodzi o odpowiedź Riot Games na opublikowany list, to będzie ona zapewne standardowa. Nie chcecie być w LCS? Sprzedajcie slota – ktoś inny z chęcią was zastąpi. Są przecież inne organizacje, które cały czas próbują awansować do tej ligi, a które mają o wiele lepsze zaplecze finansowe niż takie H2K.
Osobiście zaryzykował bym nawet tezę, że wyjście z LCS byłoby dla H2K swoistym zbawieniem. Może w końcu ktoś przejrzy tam na oczy i zrozumie, że ich dotychczasowy system finansowania i prowadzenia organizacji, jest zwyczajnie niewydolny i wypadałoby go zmienić. Czy jednak do tego dojdzie? Mam wrażenie, że nie, ponieważ właściciele H2K nie wiedzą kompletnie co chcą zrobić z zakupionym tworem, który kompletnie nie przynosi im takich zysków, na jakie liczyli.
Fot. H2K.gg
RDV
Właściciel bloga Ingaming. Kiedyś orędownik esportu, dzisiaj fan gier single player oraz seriali i komiksów.