zbanowanych

Dlaczego drużyny przyjmują do składu zbanowanych graczy?

Dlaczego drużyny decydują się na przyjęcie w swoje szeregi zbanowanych graczy?

Ciężko powiedzieć. Powodów może być wiele, ale dość często możemy zauważyć kilka najpopularniejszych schematów, które powtarzają się już od wielu lat.

Zaznaczam, że temat tego wpisu będzie trochę mylący, ponieważ zamierzam w nim poruszyć kwestię nie tylko drużyn, ale także organizacji, które czasami wydają się robić w tych sprawach coś, co jest zupełnie sprzeczne z opinią kibiców esportowych. Często będę także tutaj uogólniał, wrzucając np. do jednego worka zawodników zbanowanych, którzy odbyli już karę i takich, którzy nigdy się za jej odbywanie nie zabrali. Nie przedłużając, przejdźmy do najczęstszych powodów przyjmowania do drużyny graczy zbanowanych!

Gracz został niesłusznie zbanowany

To określenie jest dość subiektywne, bo można pod nie podciągnąć praktycznie każdą blokadę. Przykładów na taką argumentację raczej nie trzeba podawać. Zawodnicy ex-iBUYPOWER, którzy ustawili mecz czy nawet Patitek. W ostatnim czasie, są to chyba najbardziej znane historie, gdzie zawodnicy zablokowani przez jeden podmiot esportowy, mają możliwość dalszej gry, ponieważ wiele osób (najczęściej ze środowiska esportowego) wierzy w ich niewinność. Jak już powiedziałem, jest to dość problematyczna kwestia, ponieważ ciężko czasami stwierdzić, czy dany gracz zasługuje na brak kary. Dużą rolę odgrywa tutaj etyka oraz moralność osoby, która podejmuje ostateczną decyzję o dopuszczeniu zawodnika do danych rozgrywek.

Odbył karę i jest czysty

Takich przykładów jest chyba najwięcej. Bardzo wielu graczy w swojej historii miało różnego rodzaju zatargi z regulaminami/administratorami lig. Dochodzą do tego różnego rodzaju przygody z wykorzystywaniem nielegalnego oprogramowania wspomagającego. Po zakończeniu kary zawodnicy wracali do aktywnego grania i najczęściej nic nie stało im na przeszkodzie w kontynuowaniu kariery esportowca. Czasami zdarzało się, że tego typu powroty, dotyczyły przejścia z jednego tytułu na inny – o wiele nowszy. Za taki przykład należy uznać np. DieStara z SC2, który za czasów SC:BW miał w teorii dożywotniego bana na rozgrywki krajowe (ban ten nie był nałożony przez dewelopera gry, tylko przez społeczność graczy).

Znajomy znajomego

Niekiedy zdarzają się sytuacje, że zawodnik który posiada blokadę, jest nadal traktowany przez swoich teammate’ów jak dobry ziomek. Najczęściej można to zaobserwować na niższych poziomach rozgrywek, gdzie bany w poszczególnych ligach lub turniejach nie są ze sobą w żaden sposób powiązane. Dzięki temu blokada jest tak naprawdę iluzoryczna i nie wpływa znacząco na skład zespołu. Nie muszę chyba mówić, że jest to swoisty problem amatorskiej sceny. Brak jakiegokolwiek wspólnego antycheata czy też blacklisty, uniemożliwia: kontrolowanie – a w skrajnych przypadkach – usuwanie cheatera ze społeczności (no cóż, nie mój problem…).

Drużyna gra na niższym poziomie

Niestety, ale kolejny raz wesprę się tutaj postacią Patitka (ciekawe ile osób będzie zbulwersowanych tym faktem?). W teorii zawodnik ten nie może brać udziału w oficjalnych rozgrywkach organizowanych przez Valve. Nie oznacza to jednak, że ban dotyczy także pozostałych turniejów czy też lig, które przez wydawcę gry, są traktowane jako gorszy sort. Dzięki temu polski gracz ma nadal możliwość grania competitive w CS:GO, ale w drużynie, która nie bierze udziału w żadnych rozgrywkach sygnowanych marką Valve (stąd też ostatnie wypożyczenie Patitka do Tomorrow).

Zawodnik jest rozpoznawalny

Mówi wam coś nick KQLY? Hovik Tovmassian zapisał się w historii CS:GO dość kuriozalnym banem – będąc już profesjonalnym graczem. Afera którą wywołał dość mocno odbiła się na dotychczasowym postrzeganiu esportowców, którzy jawili się niektórym osobom, jako rycerze na białych koniach, którzy stronią od podłych sztuczek. KQLY w zasadzie zaprzeczył wszystkim tym ideałom, przez co był dość mocno krytykowany.

Po dwóch latach wrócił z VACacji i od razu trafił do Vexed Gaming, które w Polsce jest znane z niewypłacalności wobec byłej polskiej dywizji (najśmieszniejsze jest to, że zrobili to zgodnie z prawem – temat na inny wpis). Do czego jednak zmierzam? Organizacja zdecydowała się na zakontraktowanie Hovika, ponieważ dobrze wiedziała, że na tym zyska. Nic tak nie zwiększa rozgłosu jak skandal i kontrowersja, a z taką mamy do czynienia, jeżeli decydujemy się na ściągnięcie do teamu gościa, który zasłynął z vacbana. Oczywiście ma to swoje minusy, ale chociaż raz postawcie się w roli Vexed. Twój team nie potrafi przebić się na francuskiej scenie, wasza opinia jest zrujnowana przez zaległości pieniężne (których nie chcecie uregulować, bo w sumie nie musicie). Dodatkowy skandal raczej wam nie zaszkodzi, a możecie tylko zyskać. W końcu dajecie szansę na rehabilitację zawodnikowi z banem, który grać jednak potrafi (to też temat na inny wpis).

Haxy rozwijają – niepoprawna opinia esportowa

Nie, nie mówimy tutaj jednak o rage’owaniu na publicznym haxie podczas MM-a. Część byłych cheaterów, którzy wracali do aktywnego grania po odbyciu kary, twierdziła, że ich umiejętności wzrosły dzięki graniu na wspomagaczach. Nie muszę chyba mówić, że jest to dość kontrowersyjna teoria, która nie ma żadnego poparcia w postaci dowodów lub badań? Fakt jest jednak taki, że jeżeli przyjrzymy się temu dokładniej, to nie jest to nic nowego. W CS:GO istnieją przecież mapy, które pozwalają nam widzieć częściowo przez ściany, co w teorii ma poprawić nasze umiejętności skanowania. Czy jednak grając wcześniej na WH, zawodnik może nauczyć się czytać grę na tyle, że staje się ważnym ogniwem każdego zespołu? Moim zdaniem dotyczy to tylko ludzi, którzy potrafią już grać na pewnym, wysokim poziomie i są w stanie wykorzystać te kilka procent nabytej w ten sposób wiedzy. Pozostała reszta (czyli znaczna większość), raczej nie potrafi użyć tych informacji w praktyce, przez co cheaty mają odwrotny skutek (słabszy aim, gorsze czytanie gry, gorszy movement).

Ban to nie koniec życia

Są to oczywiście najczęstsze wymówki, czy raczej przyczyny, dla których drużyny lub organizacje decydują się na przyjęcie w swoje szeregi zawodnika zbanowanego lub takiego, który miał blokadę, ale odbył już karę. Pominąłem tutaj wszystkie absurdalne rzeczy, typu: pies włączył mi haxa, to brat grał na moim koncie etc. Ban nie zawsze oznacza koniec kariery esportowca (szczególnie tego amatorskiego), ale już na półprofesjonalnej scenie, może się przyczynić do zahamowania jego dalszego rozwoju (Patitek).

 

Jeżeli chcesz być na bieżąco z naszymi nowymi materiałami, to zachęcamy do obserwowania nas na Twitterze!

 

 

RDV

Właściciel bloga Ingaming. Kiedyś orędownik esportu, dzisiaj fan gier single player oraz seriali i komiksów.