organizacje

Druga tura inwestycji w polskie organizacje esportowe

Mieliśmy już jeden boom na inwestowanie w krajowe organizacje esportowe. Teraz mamy chyba kolejną serię inwestycji, które niekoniecznie są dobrze przemyślane. Jak może to wpłynąć na krajobraz polskich sportów elektronicznych?

Zapewne wielu z was zauważyło pojawienie się na polskiej scenie esportowej takich tworów jak: Pride, Team Kinguin, Pompa Team, Pact, Izako Boars, może AGO Gaming i powiedzmy Off-mode.  Te organizacje w jakiś sposób przecierały w ostatnim czasie szlaki dla innych projektów. Fundamenty, które dzięki nim powstają, mogą w przyszłości być bardzo przydatne dla całej społeczności związanej z rywalizacją esportową.

 

Nowa fala

Jeżeli ktoś myślał, że środek 2017 wieje nudą w kwestii pojawiania się nowych projektów, to jakby nie patrzeć, coś się znowu w tej kwestii ruszyło. Nagle pojawiają się: SEAL Esports, Codewise Unicorns, ProXima Gaming. Mamy więc kolejne organizacje, które to ponoć, chcą włączyć się do wyścigu o zajęcie własnego miejsca na polskiej scenie esportowej. Szkoda tylko, że większość z nich nie wnosi już nic nowego – a to oznacza, że będzie im o wiele trudniej ugruntować swoją pozycję w polskim esporcie.

 

Miejsca jest na 8 podmiotów

Istnieje coś takiego, jak nasycenie rynku. W teorii może istnieć nieskończona liczba polskich drużyn (powiedzmy, że na potrzeby tego tekstu, skupimy się tylko na CS:GO), posiadająca 5 graczy w składzie. W praktyce, jeżeli chodzi o nasz kraj (czyli rynek) – tylko około 8 podmiotów tego typu, jest w stanie utrzymywać się z samego grania. Oznacza to, że wszystkie pozostałe drużyny z miejsc od 9 do nieskończoności, chcąc rywalizować z top8,  muszą znaleźć inne sposoby finansowania swojej działalności.

 

Dominują 4 rodzaje finansowania

Jeżeli przyjrzymy się dokładniej sposobom pozyskiwania dodatkowych funduszy przez polskie teamy oraz organizacje, to możemy wyróżnić kilka najbardziej popularnych źródeł finansowania projektów esportowych. Odpowiednio, są nimi:

  • Sponsorzy i inwestorzy – czyli najbardziej tradycyjna forma. W zamian za odpowiednie fundusze pieniężne, projekt jest zobowiązany do reklamowania sponsora lub inwestora, podczas zmagań esportowych (i nie tylko ich). Ważne są tutaj także osiągnięcia oraz dokonywane postępy.
  • Youtuberzy – Obecnie najbardziej wyróżniająca się forma, która zbytnio nie odbiega od sponsorowania. Z jedną małą różnicą. Youtuber dorzuca od siebie własną społeczność, która bardzo często jest w jakimś stopniu zainteresowana esportem.
  • Startupy – Najbardziej dziwaczne źródło utrzymania, ale też najbardziej dochodowe. Startup wykorzystuje organizację lub team do dalszego reklamowania swojej: działalności, produktu lub usługi.
  • Produkty – Organizacja nie opiera się tylko na pieniądzach z zewnątrz, ale stara się także wprowadzić na rynek własny produkt. Najlepszym przykładem są tutaj niektóre gaming house’y, które posiadają drużyny esportowe.

Jak można zauważyć, sposobów na pozyskiwanie funduszy jest trochę. Niestety, wymienione wyżej opcje, nie są dostępne dla wszystkich. Przykładowo, jeżeli nie posiadasz dobrze wypromowanego kanału na YT, to raczej nie masz odpowiedniego kapitału, żeby inwestować go w team/organizację esportową. Chyba, że znasz kogoś, kto spełnia te warunki. Dużą rolę zaczynają więc odgrywać znajomości, a te nie zawsze przekładają się na jakość danej inwestycji. W pewnym momencie może nawet dojść do sytuacji, w której niektóre zespoły są zwyczajnie przewartościowane. Następuje wtedy psucie rynku – ale to temat na inny wpis.

 

Brak innowacji

Nie to jednak jest tutaj największą bolączką nowych organizacji esportowych. Prawda jest taka, że nawet jeżeli pieniądze zostaną zainwestowane w odpowiedni team, to nadal pozostaje jeden ważny problem do rozwiązania. Jest nim wtórność działań i powielanie tej samej oferty. Jak już wspomniałem, rynek esportowy ma to do siebie, że w teorii takich samych gamingów może być wiele, ale tylko nieliczna ich grupka jest w stanie przynosić zyski. Jak więc odróżnić się od pozostałych i zacząć generować przychody? Najprostszy sposób, jaki obecnie przychodzi mi do głowy, to wprowadzanie innowacji w kwestii działania samej organizacji. Spytacie się na czym miałoby to polegać? Cóż, tutaj zaczynają się schody, bo innowacją może być praktycznie wszystko. Gdyby ktoś 3 lata temu mi powiedział, że Youtuberzy będą posiadali własne organizacje esportowe, to zapewne bym go wyśmiał. Podobnie zachowałbym się w przypadku drużyn działających w ramach gaming house’ów. Jakimś jednak cudem, one działają i na razie mają się całkiem dobrze. Wniosek jest więc prosty. Nie należy powielać istniejących już schematów – trzeba iść do przodu i szukać nowych rozwiązań.

 

Brak sensu

Tego jednak nie uświadczymy u wielu nowych organizacji na polskiej scenie. Większość z nich ma w poważaniu innowacyjność. Próbują wyróżniać się tylko i wyłącznie za pomocą: dywizji, grafik, wpompowanych w organizację pieniędzy czy też lajków na facebooku. Prowadzi to do powstawania kolejnych klonów, mających praktycznie te same założenia i robiących dokładnie to samo – łącznie z popełnianymi błędami.

Jeżeli ta tendencja się utrzyma, to wspomniane wcześniej 8 stabilnych organizacji esportowych, będzie maksymalną ilością, na jaką nasz kraj będzie mógł sobie pozwolić. Reszta będzie powstawała i po pół roku się zwijała, bo jej wkład w rozwój sceny będzie żaden. Oczywiście to tylko moja teoria, która nie musi się sprawdzić. Myślę jednak, że warto ją wziąć pod uwagę – szczególnie, jeżeli zabieracie się za tworzenie nowej organizacji esportowej..

RDV

Właściciel bloga Ingaming. Kiedyś orędownik esportu, dzisiaj fan gier single player oraz seriali i komiksów.