Fnatic i GODSENT – jak stracić na wymianie graczy

W momencie gdy 15 sierpnia 2016 roku, organizacje GODSENT i Fnatic zdecydowały się na wymianę zawodnikami, nikt nie przypuszczał, że wynik tego działania będzie katastrofalny dla obu zespołów. Gehenna obu teamów – z przerwami na wymiany pojedynczych zawodników, trwała do 4 lutego 2017, kiedy to pojawiła się oficjalna informacja o powrotnej zamianie graczy. Czy było jednak to potrzebne?

Moim zdaniem niekoniecznie. W tym momencie, oba zespoły cofnęły się w rozwoju do momentu, w którym Fnatic rozdawał karty na majorach, a GODSENT stawał się drugim szwedzkim zespołem, aspirującym do zajmowania miejsc na podium. Problem w tym, że od tego momentu, minęło już 6 miesięcy. Inne ekipy w tym czasie albo poprawiły swoją grę, albo zwyczajnie utworzyły nowe składy, które w większości wypadków radzą sobie lepiej niż pół roku temu. Decyzja o zaprzepaszczeniu przez obie szwedzkie ekipy tych kilku miesięcy, powoduje, że oba teamy będą musiały nadrabiać x2 w przygotowaniach.

Oczywiście, powrót do poprzedniego składu niesie ze sobą pewne korzyści, ale jakoś wątpię w to, że np. nagle stary zespół Fnatic zacznie dominować we wszystkich turniejach. Posiadanie nawet najlepszych graczy, nie jest równoznaczne z posiadaniem najlepszego teamu – w końcu ten element spowodował poprzednią zamianę graczy, a także ich powrót do wcześniejszego (zwycięskiego) składu. Obstawiam także, że domniemany problem na linii olofmeister – flusha i JW, który to ponoć doprowadził do poprzedniego rozpadu, nadal nie został rozwiązany.

Największym przegranym w całym tym przedsięwzięciu okazał się GODSENT. Poprzednie zamiany miały poprawić grę ich dywizji, a także wprowadzić stabilizację wyników. Stabilizacja może i była, ale wyniki były gorsze niż wcześniej. Obecna zmiana, to w zasadzie powrót do punktu wyjścia, który raczej nie satysfakcjonuje ani samych graczy, ani właścicieli organizacji.

Moim zdaniem, nie opłaca się wymieniać w zespole więcej niż jednej osoby na raz. Szczególnie tyczy się to ekip, grających na najwyższym poziomie w każdej grze esportowej. Projekty typu wynajdowanie koła na nowo, jak ma to miejsce w przypadku francuskiej sceny CS:GO, zwyczajnie są robione na czuja, a ich skuteczność zależy w dużej mierze od szczęścia, niż od analitycznego podejścia do budowania składu. Co więcej, żaden z tych projektów nie odniósł sukcesu – a Virtus.pro, grające cały czas tym samym składem, zdobywa kolejne osiągnięcia..

RDV

Właściciel bloga Ingaming. Kiedyś orędownik esportu, dzisiaj fan gier single player oraz seriali i komiksów.