Rozłam – czyli czwarty tom przygód Hala Jordana i Korpusu Zielonych Latarni, należy uznać za dość udany album.
I nie piszę tego wyłącznie jako fan Green Lanternów. Okazuje się bowiem, że Rozłam dość mocno odszedł od retoryki spotykanej w poprzednich częściach. Dzięki temu znajdziemy w tym zbiorczym wydaniu zakończenie głównego wątku tej serii, a także nową opowieść, która jest o wiele bardziej wciągająca, niż wcześniejsze uganianie się za mało istotnymi przeciwnikami.
Co tym razem?
Fabuła pierwszej części czwartego albumu oscyluje wokół dobrze nam znanych wątków dotyczących kooperacji Korpusu Zielonych Latarni z Korpusem Sinestro. Jak można było się tego spodziewać, współpraca pomiędzy obiema grupami nie układa się w 100% tak jak powinna. Na jaw wychodzi także zbrodnia popełniona przez Tomar-Tu, który chcąc chronić swoich rodaków, zabił Yellow Lanterna – Romata-Ru (mniej skomplikowanych nazw, to chyba mieszkańcy Xudaru nie mieli?). Gdy informacja o tym czynie trafia do Soranik Natu, oba korpusy stają do walki przeciwko sobie… I dalej nie będę spoilerował, bo kto chce, ten sobie resztę doczyta.
Chociaż wątek ten jest dosyć sztampowy, a jego zakończenie wydaje się mocno przewidywalne, to należy wspomnieć o świetnym przedstawieniu rozterek, jakie towarzyszą Tomar-Tu tuż po popełnieniu zbrodni. Z jednej strony jest on ofiarą swoich przekonań dotyczących reagowania na zło, a z drugiej – osobą niegodną miana Zielonej Latarni, ponieważ popełnił przestępstwo.
Żółta furia
O wiele mniej przekonująco wypadła tutaj furia Soranik. Spodziewałbym się wszystkiego, ale reakcja na wieść o popełnionej zbrodni oraz o tuszowaniu przez Kayle’a faktów na temat ich syna, była zwyczajnie dziwna. Domyślam się, że żółte pierścienie cechują się pewną tendencją do reagowania na strach użytkownika, natomiast nigdy nie było mowy o furii i wściekłości, które są domeną czerwonych błyskotek. Najwidoczniej scenarzysta niespecjalnie się tym przejmował.
Gdy bogowie nie dają rady
Druga część, to w moim odczuciu o wiele bardziej interesująca historia o bogach z tzw. Nowej Genezy, którzy muszą zmierzyć się z niespodzianką, jaką pozostawił im w prezencie ich znienawidzony przodek. Golemy które polują na Wszechojca i jego dzieci, są na tyle nieustępliwe, że w walkę o przyszłość New Genesis włączają się także oddziały Green Lanternów. Ci ratują nowych bogów przed śmiercią i rozpoczynają kampanię przeciwko metalowym golemom, których twórcą był Yuga Khan.
Największy plus tej historii? Przeczytanie tej konkretnej opowieści nie sprawia bólu głowy. Powiedziałbym nawet, że w odniesieniu do tomu 3, komiks ten jest nawet nazbyt logiczny. Wszystkie wątki dotyczące Nowych Bogów są na tyle dobrze rozpisane, że czytelnik nie będzie miał problemów ze zrozumieniem scenariusza.
Coś o rysunkach?
Jeśli chodzi o stronę graficzną, to już poprzednie albumy przyzwyczaiły nas do całkiem stabilnej kreski, oraz rysunków, w których dominują mniej szczegółowe tła. W tej części jest podobnie. Chociaż wszystkie plansze są bardzo czytelne, to jednak brak porządnego tła na wielu kadrach, zwyczajnie irytuje. Z drugiej strony nie dziwię się, że twórcy tej serii poszli trochę na łatwiznę. W końcu jak inaczej odwzorować kosmos? Era czarnego tła i białych punktów na poszczególnych kadrach, skończyła się już dawno temu, więc trzeba było zastosować coś nowego.
Jak ostateczne wrażenia?
Jeżeli mówimy o tomie 4, to muszę przyznać, że pozytywnie mnie zaskoczył. Trochę szkoda, że tylko tyle udało się wyciągnąć z ostatniej części, ale patrząc na to, co scenarzysta zaprezentował nam chociażby w 3 tomie, to i tak jestem pod wrażeniem, że dostaliśmy w miarę logiczną całość.
Osobiście uważam, że cykl: Hal Jordan i Korpus Zielonych Latarni, raczej nie zapisze się w historii komiksu jako przełomowa seria. Do Blackest Night jest jej zwyczajnie daleko. Niemniej jednak nie jest ona najgorsza. Jeżeli nie przeszkadzają wam drobne luki fabularne i nie macie co robić z wolnym czasem, to polecam sprawdzenie tych czterech albumów.
Grafiki: Hal Jordan i Korpus Zielonych Latarni: Rozłam – Tom 4
RDV
Właściciel bloga Ingaming. Kiedyś orędownik esportu, dzisiaj fan gier single player oraz seriali i komiksów.