Ci którzy mnie znają lub od dłuższego czasu zwyczajnie czytają moje wpisy, zapewne dobrze wiedzą, że jestem dość negatywnie nastawiony do IEMa w Polsce. Niestety, argumenty w stylu: IEM promuje esport w Polsce lub IEM rozwija polski esport, zwyczajnie uważam za nietrafioną akcję marketingową, której głównym celem jest hype i sprowadzenie jak największej ilości ludzi do Spodka (darmowe wejścia w cebulandii rulez). Pomijając więc moje uprzedzenia, niestety, ale pierwsza w tym roku część IEMa, raczej nie zapisze się pozytywnie na kartach historii.
Gdyby kogoś dziwiło, dlaczego wspomniałem pierwszą część, spieszę wyjaśnić, że na 2017 rok, ktoś zaplanował podział IEMa w Katowicach na 2 osobne eventy, dzięki czemu LoL miał oddzielne rozgrywki, a turnieje CS:GO i SC2 zaczęły się tydzień później. Jak bardzo bezsensowny był to krok (przynajmniej w moim mniemaniu), chyba nie muszę przekonywać nikogo, kto albo czytał komentarze dotyczące np. stanowisk na hali, albo sprawdził przed samą imprezą, czy są jeszcze wolne bilety do kupienia. Oczywiście, całość i tak została domknięta dzięki kolejkowiczom, co jak dla mnie jest zwykłym robieniem sztucznego tłumu, który miał uzasadnić ten nikomu niepotrzebny podział.
Powiedzmy jednak, że najgorszym niewypałem okazał się sam turniej LoLa. Najpierw zaczęło się od zmian zespołów, które to miały wziąć w nim udział. Ok, normalna sprawa. Jedni nie dostają wiz, inni nie mają czasu, jeszcze inni mają zwyczajnie lepsze sposoby na trening (90% teamów z LCK zapewne tak pomyślało). Problem stanowiła informacja na temat EDG, które to w oficjalnym oświadczeniu napisało, że nie dostało wiz na przylot do naszego kraju, a w rzeczywistości nawet o nie nie wystąpili (co potwierdziła polska ambasada). Shit happens. Dalej nie mogło być tak tragicznie? Mogło. Poziom meczów prezentowanych podczas tegorocznego turnieju był zwyczajnie dość niski jak na rozgrywki międzynarodowe. Widz nastawia się na to, że jeżeli mają grać ze sobą jedne z najlepszych zespołów na świecie, to mecze będą się jakoś prezentowały. Niestety, w tym roku jakość nie szła w parze z szumnymi zapowiedziami.
Wisienką na torcie, okazały się jednak problemy ze sprzętem, podczas jednego z półfinałowych spotkań pomiędzy ROX Tigers a G2 Esports. Mecz BO3, który miał powyżej 2h obsuwy, raczej nie może świadczyć o dobrej organizacji na profesjonalnym turnieju esportowym. Na ironię zakrawa fakt, że problemy techniczne wystąpiły na magicznych komputerach z oficjalnym atestem IEMa, które to są zawsze reklamowane na streamie.
LoL został wykorzystany w przypadku tegorocznego IEMa w Katowicach, jako eksperyment na fanach. Z jednej strony organizatorzy dali marchewkę w postaci oddzielnych zmagań dla widzów 14+ (pokolenie JD), z drugiej zaliczyli porządną wpadkę z opóźnieniami, których nie byli w stanie zatuszować (ponoć publika w przypadku przerw technicznych prawie się zanudziła na śmierć). Jedynym plusem tych zmagań, było zwycięstwo w całym turnieju, niedocenianej ekipy Flash Wolves. Na uwagę zasługuje także dość duża frekwencja fanów na evencie, która jak na polskie warunki (pomimo darmowego wejścia) była dość spora.
PS. Ponoć na część CS:GO organizatorzy załatwili znanego DJa. Zastanawia mnie tylko, czy w takim wypadku, możemy jeszcze mówić o turnieju esportowym, czy już o festiwalu muzycznym?
RDV
Właściciel bloga Ingaming. Kiedyś orędownik esportu, dzisiaj fan gier single player oraz seriali i komiksów.