Jak się okazuje, nie tylko ja zaczynam zwracać uwagę na problemy dotyczące obecnego modelu finansowania esportu.
Obiecałem wam na fb, że napiszę kilka słów na temat Richarda Lewisa, a dokładniej jego podejścia do kwestii finansowych w esporcie. Co mnie do tego skłoniło? Tak się złożyło, że przez przypadek trafiłem na jego podcast, gdzie akurat wspomniał o pieniądzach w esporcie.
Co ciekawe, jego gościem był wtedy Thorin (niestety nie Dębowa Tarcza), który – jak dobrze wiemy, ma bardzo cięty język i nie lubi owijać w bawełnę – chyba że musi się z czegoś tłumaczyć…
Ale wróćmy do sedna sprawy. Jeżeli ktoś chce zapoznać się ze wspomnianym podcastem, to poniżej wrzucam link do nagrania na YT. Ja natomiast lecę z tematem dalej!
Bo nam mało płacą
W trakcie rozmowy, obaj Panowie doszli do wniosku, że fani esportowi, którzy dostają wszystko za darmo, powinni zrzucać się na ich pensję! A mówiąc dokładniej, powinni płacić za konkretne usługi, lub kupować produkty sponsorów, którzy inwestują swoje ciężko zarobione pieniądze w esport.
Jeżeli fani nie będą skłonni tego robić, to automatycznie oni – jako dziennikarze esportowi, nie będą w stanie dostarczyć odpowiednich treści. Bo wiecie, za lajki nie kupicie chleba w Biedrze czy innym Ropuchu.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia
Powiedziałbym, że jest to straszna perspektywa – tym bardziej, że wspomniani dziennikarze, już teraz robią w zasadzie za celebrytów, którym wszystko uchodzi płazem… No może prawie wszystko, bo czasami ktoś się obruszy – wtedy zostaje przekopany na twitterze i temat umiera śmiercią naturalną.
Wracając jednak do tematu, jakoś jeszcze 5 lat temu – kiedy proces rozdawania wszystkiego za darmo był wdrażany do międzynarodowego esportu, żaden z tych dwóch nie protestował. Dlaczego? Bo obaj dostawali kasę z tego samego źródła co fani. Niestety część firm zrobiło sobie rachunek sumienia i okazało się, że finansowanie tekstów i treści, które krytykują ich działania, to strzelanie sobie w kolano. W związku z tym, firmy zakręciły kurek z kasą dla ludzi, którzy lubili wtykać nos w nie swoje sprawy.
Brak przycisku do resetowania
W normalnie działającym środowisku – takie odcięcie od funduszy nie stanowiłoby problemu. Koszty funkcjonowania tego typu treści, byłyby finansowane przez konkurencję lub czytelników, którzy utożsamialiby się z publikowanymi treściami.
Niestety w środowisku esportowym, występuje mały szczegół, który to uniemożliwia. Wśród ludzi, którzy wykładają kasę na esport, zwyczajnie nie ma zapotrzebowania na tego typu treści.
Przeciętny fan esportu, zwyczajnie nie ma na co wydawać kasy, bo organizacje skupiają się na rozdawaniu badziewia, a nie na tworzeniu przydatnego produktu, za który ktoś chciałby faktycznie zapłacić.
Efekt? Dziennikarze esportowi są zależni od tworzenia contentu, który będzie pasował nie tyle samym czytelnikom, co sponsorom – którzy właśnie należą do ludzi wykładających kasę na esport. W takim ustawieniu nie liczy się obiektywne przedstawianie faktów, tylko pomijanie niezręcznych kwestii i promowanie wybranych marek.
Chłopaki mają jednak rację
Byłbym jednak ignorantem, gdybym teraz nie przyznał RL racji. Środowisko kibiców esportowych, musi zmienić swoje podejście do wspierania ulubionych: organizacji, lig, dziennikarzy, komentatorów etc.
Jeżeli fani nie zaczną finansować tego, co faktycznie chcą oglądać, to o zmianę ramówki na pewno zatroszczą się sponsorzy, którzy nie przejdą obojętnie obok szansy na zmaksymalizowanie zysków.
I tutaj właśnie dochodzimy do kolejnego ważnego elementu całej tej układanki esportowej.
Organizacje też muszą się zmienić
Jeżeli jako właściciel organizacji chcesz mieć większą liczbę kibiców, to musisz w pierwszej kolejności dopuścić ich do głosu – albo dać im jakieś przywileje, za które będą skłonni zapłacić. Fani muszą zobaczyć, że jeżeli zainteresują się twoim projektem i wyłożą na niego kasę, to dostaną w zamian coś więcej.
Jak to wygląda obecnie? No cóż, rozdawanie przez organizacje esportowe: smyczy, szalików, kubków, koszulek, to obecnie chleb powszedni. Co z tego mają? Chwilowe zainteresowanie, które nigdy nie przełoży się na długotrwałą więź pomiędzy fanem a klubem esportowym.
Pora coś z tym zrobić?
Taki model funkcjonowania – na dłuższą metę, zwyczajnie nie ma sensu. Jeżeli projekty esportowe nie będą tworzyć interesujących ofert dla swoich fanów i dalej będą budowały swoje biznesplany tylko w oparciu o pieniądze pozyskiwane od sponsorów, to w końcu dojdziemy do momentu, w którym sport elektroniczny, przestanie mieć dla nas jakiekolwiek znaczenie…
Jeżeli masz jakieś pytania, albo chcesz zaproponować temat, który powinniśmy poruszyć na łamach naszego bloga, to skontaktuj się z nami drogą mailową lub poprzez fanpage na Facebooku. Zachęcamy także do zapoznania się z naszymi pozostałymi wpisami.
RDV
Właściciel bloga Ingaming. Kiedyś orędownik esportu, dzisiaj fan gier single player oraz seriali i komiksów.