Krótka historia o WMN

Muszę przyznać, że długo zastanawiałem się, czy powinienem zamieszczać tutaj informacje o organizacji, które są związane z jej historią, a nie z jej obecnym stanem. Po dłuższym dylemacie moralnym doszedłem do prostego wniosku, który mógłbym zawrzeć w dwóch słowach: Pie…ć to. Skoro ktoś chciał pójść na skróty i kupił prawa do fanpage’a i nazwy WeMakeNoise, to rozumiem, że nie zamierza odcinać się od historii WMN. Oznacza to, że mogę bez żadnych dylematów moralnych przedstawić wam jak wyżej wymieniona z nazwy organizacja, działała w 2012 roku.

 

Wprowadzenie do realiów

 

Jeżeli ktoś zaczynał zabawę z amatorskim środowiskiem gamingowym w tym samym okresie co ja, ten dobrze wie, jakim podejściem cechowały się osoby, które prowadziły wtedy własne organizacje. Osobiście nie dziwi mnie obecne chamstwo graczy CS:GO i dziecinne zachowania drużyn LoLa (trochę generalizuję … żartowałem!). Obstawiam, że większość tego typu patologicznych zachowań, miało swoje początki właśnie w tamtym czasie.

 

Dobre złego początki

 

W 2012 roku wraz z grupą osób, które były w Silent Gaming (chciałbym pozdrowić w tym miejscu byłego gracza SG – Kawkę – na temat jego gwiazdorzenia po zdobyciu pucharu wójta, mógłbym napisać cały jeden wpis) zdecydowaliśmy, że na samej Fifie ciężko będzie się wybić. Dodając do tego czynnik ludzki w postaci ograniczonej ilości czasu na zajmowanie się sprawami gamingu, postanowiliśmy połączyć SG z inną organizacją. Padło na WeMakeNoise, gdyż … w sumie to do dzisiaj zastanawiam się dlaczego. Najprawdopodobniej zdecydowała kwestia podobnego poziomu zaawansowania – niestety, ten okazał się o wiele niższy niż początkowo zakładaliśmy.

O ile Mateusz „fenomen” S. okazał się dość rozgarnięty jak na współwłaściciela i redaktora (mimo początkowego spięcia pomiędzy nami), to jego kumpel po fachu – Michał „louder” J. był jedną wielką komedią. Mówiąc komedia, mam na myśli karykaturę 15 letniego głównego menedżera, który potrafił pierdolić jednego dnia, że jest w stanie załatwić to i tamto, by potem przez następne 10 dni nie dać żadnego znaku życia (czyżby jakiś nieznany brat Pana Michała z Black Ravens?). W tym momencie jego funkcję przejmował fenomen, który powtarzał to samo co louder. Tak o to cała procedura była powtarzana, aż do usranej śmierci WMN.

W międzyczasie dochodziło do wielu kuriozalnych decyzji, jak np. ściągnięcie do gamingu gracza StarCrafta 2, który był sklasyfikowany w lidze …. brązowej. Innym ciekawym przypadkiem było wyłączenie strony ponieważ … w przygotowaniu była nowa. Iskierką nadziei mogła okazać się wygrana xCeEra – gracza Fify, który w bezpośrednim pojedynku pokonał ówczesnego wicemistrza WCG – Bartasa, a potem wygrał cały turniej.  Dzięki takiemu obrotowi spraw, udało się w teorii pozyskać za sponsora sklep internetowy, który miał wspierać xCeEra. W praktyce, gracz ten chyba nigdy obiecanego wsparcia nie dostał.  Pamiętam, że byłem wtedy bardzo rozczarowany działaniami zarządu WMN. Ostatecznie zdecydowałem się odejść z tego cyrku. Nie był to jednak koniec loudera, który doprowadził do kolejnej fuzji – tym razem z Anzu Gamers.

 

1 + 1 = -1

 

Geneza powstania tego tworu jest dla mnie dość tajemnicza. Osobą, która zdecydowała się powołać do życia AG był Krzysztof „Fa1Lure” G. – który przez pewien okres był związany z WMN, a potem najzwyczajniej zniknął na kilka długich miesięcy (trzeci brat bliźniak?). Nagle jednak wrócił do żywych i rozpoczął tworzenie nowej organizacji. W tym celu zebrał ekipę menedżerów, których w 75% można było określić mianem odrzutu z innych tego typu projektów. Nie zrozumcie mnie tutaj źle. Sam niczego na tym polu też nie osiągnąłem, ale z drugiej strony jeżeli kilka gamingów kończy w tym samym czasie swoją działalność, a następnie pojawiają się w AG osoby, które w ostatnich dniach ów organizacji, były w teorii odpowiedzialne za funkcje kierownicze (przy aktywności równej 0%), to wypada sobie zadać pytanie: Czego się po nich spodziewał właściciel tego przytułku? Oczywiście louder poczuł się w Anzu jak u siebie w WMN, czego efektem był upadek tej organizacji po kilku miesiącach jej istnienia (ale projekt koszulki był!).

Z Anzu Gamers wiąże się jeszcze afera szablonowa z myANTHOLOGY i CMAX, o której najpewniej jeszcze przeczytacie na tym blogu (sam przy tej okazji straciłem trochę funduszy, więc sprawy raczej nie zostawię – tym bardziej, że oszuści dalej funkcjonują).

 

Co z tego wynika?

 

Wpis ten miał na celu przybliżyć wam nowszą historię WeMakeNoise (ale nie najnowszą) i przy okazji przypomnieć sylwetkę loudera, który był książkowym przykładem na to, jak nie być menedżerem. Możecie wierzyć lub nie, ale w kolejnych latach, nie spotkałem się z drugą tego typu osobą, która nigdy nie miała własnego zdania w konkretnych sprawach, a zarazem nie potrafiła bronić własnej racji (bo jej nie posiadała). Mam tylko ogromną nadzieję, że Dymek i jego koledzy nie są w żaden sposób z nim powiązani i nie powtórzą tego samego scenariusza.

 

PS. Następny wpis będzie najpewniej poświęcony złodziejowi z nieistniejącego już HellGame – działającego później pod nazwą Atop Gaming.

 

RDV

Właściciel bloga Ingaming. Kiedyś orędownik esportu, dzisiaj fan gier single player oraz seriali i komiksów.