Fani wiedzą lepiej

Zastanawiam się czasami czy ludzie, którzy tak namiętnie rozpisują się pod postami na różnych fanpage’ach, wiedzą cokolwiek na temat prowadzenia organizacji – szczególnie tej, której w teorii powinni kibicować. Za przykład niech posłuży wypowiedź pewnej osoby w social mediach noMERCY. Komentarz dotyczył rozstania z dotychczasową drużyną CS:GO. Jak nietrudno się domyślić, wywołało to pewne kontrowersje, czego efektem były różnego rodzaju docinki ze strony użytkowników facebooka. Jeden z nich, który zapadł mi w pamięć, możecie zobaczyć poniżej na screenie.

nomercy_out_cs1_censor

 

Pozwoliłem sobie podzielić tę wypowiedź, na mniejsze części składowe, żeby przedstawić wam, gdzie moim zdaniem (a znając życie, nie tylko moim), leży błąd w rozumowaniu tej osoby.

Mam wrażenie, że w Polsce piłka nożna i e-sport stoją na tym samym poziomie. Organizacje oczekują wiele, najlepiej w jak najszybszym tempie. Tak samo jak w piłce, trenerowi nie uda się zdobyć czegoś, to zaraz jest wylot, a nawet jeśli już uda to co mamy? Przykład Legii, wygrali ligę, puchar polski, zwolnili trenera, gdzie tu logika?

Nie, piłka i e-sport nie stoją na tym samym poziomie i nigdy nie będą. Wszystko dlatego, że e-sport sam w sobie jest nadal dość hermetyczną formą rywalizacji, skupioną wokół „bogatych” ludzi. Dopóki w Afryce będzie stać dzieciaka na zakup piłki a nie komputera, to nic się w tej kwestii nie zmieni. Pisanie o tym, że organizacje oczekują zbyt wiele jest trochę nie na miejscu. Czego mają w takim razie oczekiwać? Zajmowania miejsca w top25 ligi forumowej? Jeżeli chcesz grać dla organizacji, to niestety, ale musisz spełniać pewne wymagania i musisz utrzymywać pewne standardy, które zostały określone podczas przyjmowania zespołu w jej szeregi.

Moim zdaniem za dużo jest zmian w polskiej scenie, „piątki” wymieniają się zawodnikami, można to zauważyć na lanach czy turniejach online.

No ok, są zmiany, ale jaki to ma związek z organizacją? To org naciska na wprowadzanie zmian, czy może gracze nie mają cierpliwości i robią roszady – średnio po jednym zawodniku na miesiąc? Sugeruję, że ta druga opcja jest bardziej prawdziwa. Swoją drogą jestem ciekawy, w jaki sposób gaming mógłby ograniczać zmiany w swoich drużynach? Umowy? To już przerabialiśmy i raczej na tym poziomie, to nie wyjdzie (bo przecież zawodnik musi mieć wolną rękę do robienia wszystkiego co mu się żywnie podoba).

Organizacje powinny być cierpliwe

Pisanie o cierpliwości w organizacji trochę mnie śmieszy, ponieważ logicznym jest, że prowadząc biznes trzeba być cierpliwym. Problem jest niestety taki, że organizacja e-sportowa musi albo generować przychody dla siebie albo dla sponsora. W przypadku byłej dywizji CS:GO obstawiam, że drużyna nie potrafiła nawet wygenerować hajsu na swoje potrzeby, a co dopiero mówić o znacznym wpływaniu na sprzedaż kolejnych produktów spod znaku hX.

droga do sukcesu jest długa i czasami uciążliwa, ciężka, ale chłopaki mają potencjał, myślę, że każdy z nich marzy o Majorach, czy większych lanach na świecie

Przechodząc do dalszej części wypowiedzi, znowu pojawia się ta baśń o potencjale polskiej drużyny e-sportowej. Potencjał to miał Scream i jego mix, który trafił pod dach Kinguin, gdzie chłopaki w krótkim okresie zaczęli wykręcać niesamowite wyniki – co przełożyło się na rozpoznawalność teamu. W PL mamy co najwyżej wannabe e-sportowców, którzy w 95% nawet nie zbliżą się do tego poziomu. Smutne, ale prawdziwe. Niestety, większość z nich dalej będzie mówić o tym, jak to chcą zagrać na majorze, chociaż żaden z nich nie robi praktycznie nic, żeby tam trafić (skiny są ważniejsze).

tylko do tego potrzeba treningu, zaangażowania, stałej piątki i organizacji, która mimo i przeszkód i słabości zawodników w poszczególnych momentach nie załamie się i zwolni chłopaków (?!).

Jest taki fajny komentarz do tego fragmentu, traktujący o tym, że samym zaangażowaniem chleba nie kupisz i coś w tym jest. Musisz pracować i zarabiać hajs, jeśli chcesz być w organizacji opartej o model biznesowy (a czymś takim jest obecnie noMERCY). Jeżeli nie potrafisz tego zrobić – out, bo na twoje miejsce jest w kolejce co najmniej kilkunastu podobnych. Trening i stała piątka – tu się chyba wszyscy zgadzamy, że stałość podejmowanych działań w drużynie, jest jedną z najważniejszych cech dobrego zespołu.

Pomkne przykład Virtusów z 2015 roku nie grali rewelacyjnie, 2016 zaczęli bardzo słabo nie dochodząc czzasami nawet do półfinałów, a jednak nikt ich nie zwolnił. Myślę, że można się uczyć i brać przykład z innych organizacji na świecie.

I nagle pojawia nam się przykład z dupy oderwany od rzeczywistości, który jest wisienką na torcie. Virtus.pro nie zwolni swoich zawodników z prostego powodu. Gracze Ci są na tyle rozpoznawalni, że nawet w przypadku słabszej formy, są w stanie nadal generować przychody – o czym zapewne, większość z was nigdy nawet nie pomyślała, bo przecież tylko z grania można mieć pieniądze, nie? No niestety nie tylko. Inna sprawa, że VP ma o wiele większy budżet niż nM. Rosyjska organizacja dostała nawet środki z rosyjskiego venture capital przeznaczonego na rozwój e-sportu w tym kraju. W takim przypadku jest o wiele łatwiej zaoszczędzić trochę pieniędzy na dalsze działanie organizacji, niżeli, gdy masz dostęp jednak do okrojonych funduszy, pochodzących tylko z prywatnych firm.

 

W tym miejscu kończy się pierwsza część tekstu. Następnie głos zabrał ktoś, zajmujący się fanpage’em nM, gdzie grzecznie wytłumaczył, dlaczego postąpili tak a nie inaczej. Oczywiście, przyszła kolej na odpowiedź, która brzmiała następująco:

Ja to rozumiem, tylko czasami trzeba ponieść jakieś koszty, wydać trochę kasy, by po dłuższym czasie zwróciło się podwójnie, ale rozumiem. Biznes is biznes

To jest typowe podejście hazardzisty, który nie widzi, w jakie bagno się wplątał. Jakieś 10 lat temu w taki sposób działały organizacje e-sportowe w Europie. Nasza dywizja przegrywa mecze? – Ściągnijmy lepszych graczy. Nasz gracz sobie nie radzi? – Dajmy mu czas, przecież zarabia dobre pieniądze. Trzeba wysłać naszą drużynę na lana do Ciechocinka? – Nie ma problemu itd. Jak nietrudno sobie przypomnieć, skończyło się to dla wielu profesjonalnych gamingów katastrofą. Przykład MYMu, który wydawał horrendalne sumy na własne drużyny, a następnie w wyniku kryzysu stracił płynność finansową, jest tutaj najlepszą przestrogą (mówimy tutaj o MYMie za czasów, gdy był jeszcze duński a nie niemiecki). Obecne organizacje e-sportowe, muszą działać ostrożniej. Wszystkie działania, muszą być poprzedzone analizą ryzyka.  Organizacja musi posiadać rezerwy finansowe, w razie gdyby dany inwestor wycofał finansowanie z dnia na dzień. Swoją drogą, ten kto wierzy w to, że wydane pieniądze na inwestycje zwrócą mu się podwójnie, jest chyba największym optymistą, jakiego można w życiu spotkać.

 

Podsumowując ten wpis, podobnych przykładów, które możemy znaleźć w komentarzach pod postami na fanpage’ach polskich organizacji e-sportowych jest mnóstwo. Niestety, mało kto na nie reaguje. Organizacje na siłę bronią swojego know how, czego efektem jest bardzo często niedoinformowanie fanów lub różnego rodzaju ekscesy, wynikające np.  z niezrozumienia modelu biznesowego danego gamingu. Czy taki stan rzeczy się utrzyma? Patrząc na scenę zagraniczną, można wnioskować, że tak. Tam w końcu, jeżeli ktoś się na czymś nie zna, to raczej się na ten temat nie wypowiada – u nas jest natomiast odwrotnie.

Marcin „nisu” Rusin

RDV

Właściciel bloga Ingaming. Kiedyś orędownik esportu, dzisiaj fan gier single player oraz seriali i komiksów.